poniedziałek, 30 czerwca 2008

Jak co roku pod koniec czerwca w stolicy Wielkopolski ma miejsce Międzynarodowy Festiwal Teatralny Malta. Nadmiar wolnego czasu skierował mnie przed ekran komputera, bym przejrzał tegoroczny plan imprezy. Trochę zawiedziony organizowanymi koncertami i inscenizacjami wypatrzyłem coś zupełnie innego. W ramach tzw. EkoMalty miała odbyć się konferencja mobilna pt. Miejskie dotleniacze - oazy. Słowo dotleniacz przykuło mój wzrok, a po chwili już wiedziałem, że będę miał do czynienia z Joanną Rajkowską.
Konferencja trwała trzy godziny i zebrała garstkę (najwyżej trzydziestu) osób. Pierwsza część odbyła się przed wejściem do CK Zamek, przy ul. Święty Marcin, w ukropie, hałasie i spalinach. Organizatorzy zadbali jednak o nagłośnienie i parasole chroniące nie przed deszczem, lecz słońcem. Przed usadowioną na krzesełkach widownią siedziało gremium w składzie: Joanna Rajkowska, Piotr Bernatowicz (ARTeon), Stach Ruksza (Galeria Kronika w Bytomiu), Igor Stokfiszewski (Krytyka Polityczna).
Obawiałem się, czy artystka będzie potrafiła wysłowić się, powiedzieć cokolwiek ciekawego o jej projektach. Po wypowiedziach np. Katarzyny Kozyry takie obawy są jak najbardziej uzasadnione. Rajkowska to świetny obserwator i interpretator. Bardzo sympatyczna, otwarta i trzeźwo myśląca artystka. Nawiązała przyjacielski kontakt z widownią i słuchała wnikliwie tego, o czym mówił Bernatowicz czy Ruksza. Niekiedy musiała negować i sprowadzać tok myślenia na jej-właściwą drogę. Nie potakiwała głową na słowa krytyków jak owca.
Zaciekawiła mnie jej teoria: czym jest polityka. Z jednej strony widać walkę z tradycyjnie pojmowaną polityką (udręka z władzami miasta, L. Kaczyńskim, w sprawie Palmy na rondzie Charles'a de Gaulle'a), z drugiej - autorskie pojęcie polityki jako relacji międzyludzkiej, nawet gdy nie zachodzi jakakolwiek reakcja werbalna i niewerbalna (tak jak zachodziło to w projekcie Dotleniacz na Placu Grzybowskim w Warszawie). Artystka tłumaczyła, że przychodziła na Plac Grzybowski o szóstej rano, gdy przy jej stawie nie było jeszcze nikogo. "Polityka" zaczęła się wraz z momentem przybycia pierwszych ludzi. Różnych warstw społeczeństwa - od przejezdnych hipisów po staruszki w beretach. Rajkowska jest absolwentką historii sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim i malarstwa na krakowskiej ASP w pracowni Jerzego Nowosielskiego, co w swoich wypowiedziach kilkakrotnie podkreśliła. Może nie tyle, że należała do kręgu jego studentów, ale że Nowosielski nauczył ją podejścia do ciała. Nie cielesne, ale mające z cielesnością związek, ostatnie projekty Rajkowskiej zasługują na uwagę. Wpierw oburzają, kłócą, dzielą, potem oddziałują, przyzwyczajają, aż w końcu jednoczą i stają się integralną częścią przestrzeni publicznej.
Dotleniacz został, według mnie, nie do końca trafnie porównany przez Bernatowicza z dziełem Christo i Jeanne-Claude Gates w Central Parku. Idea Bram jako land-artu, zwracającego uwagę człowieka na środowisko, czy przestrzeń publiczną jest zaledwie ułamkiem treści projektu Rajkowskiej. Gdzie kontakt międzyludzki? Gdzie imponderabilia obijające się o myśli i ciała przebywających wśród bram? Koncentracja na dziele sztuki - jak w galerii. Może Bernatowicz, jako historyk sztuki musiał coś przywołać? Jednak uważam, że to porównanie było irrelewantne.
Druga część odbyła się w zacienionym już wnętrzu Zamku. Wyświetlone zostały: najpierw slajdy o Palmie (tu można obejrzeć ich projekcję), potem o projekcie Spacer, dokument o Dotleniaczu, film zatytułowany Maja Gordon jedzie do Chorzowa oraz W górę.
Joanna Rajkowska wywarła na mnie dobre wrażenie, a dzięki tej konferencji poznałem bliżej tajniki jej prac oraz etapy przygotowawcze. Rajkowska prawdopodobnie osiądzie teraz na dłużej w Poznaniu, co może owocować w nowe projekty.
f.



czwartek, 19 czerwca 2008


Nasze mózgi zaśmiecone są obrazami i tylko sztuka abstrakcyjna może doprowadzić nas na próg boskości.
Dominique de Menil, fragment przemówienia podczas
poświęcenia kaplicy Marka Rothko, 1971

wtorek, 3 czerwca 2008

Nowy świat domaga się nowego człowieka.

Tak brzmiało przesłanie, z którym na arenę międzynarodową wszedł Yves Klein. Jak sam powiadał: wyssał talent malarski z mlekiem matki. Faktycznie traktować można tę wypowiedź dosłownie, bowiem matka Yvesa – Marie Raymond była czołową przedstawicielką paryskiego informelu, a ojciec Fred Klein malarzem impresjonistycznym. Spośród tych dwóch kierunków: sztuki figuratywnej i abstrakcyjnej, Yves skłaniał się ku abstrakcyjnemu ujęciu rzeczywistości (rzeczywistości?).

Przykładem takiej abstrakcji, a jednocześnie integralną częścią wystaw Kleina była skomponowana przez niego Symfonia Monotoniczna odgrywana wielokrotnie między 1947 a 1961. Kompozycja składała się z dwóch części: pierwszą stanowiło nieprzerwane, 20-minutowe brzmienie akordu D-dur, drugą zaś kolejne 20-minut zupełnej ciszy.

Niedługo przed śmiercią Klein pisał, że Symfonia przypomina jego życie: uwolniona od początku i końca, ograniczona i zarazem wieczna. Symfonia ta to continuum dźwięku i milczenia.
Tę muzyczną kompozycję można porównać z utworem Johna Cage’a pt. 4’33’’ – nazywany utworem ciszy, bowiem przez tytułowe 4 minuty i 33 sekundy nie zostaje zagrany ani jeden dźwięk, a słuchacz jest zmuszony do absorbowania mikrodźwięków z otoczenia. Podobnym utworem jest „0’00’’ ” – który z racji tego, iż nie trwa ani jednej sekundy, nie istnieje.
Często podkreślane jest podobieństwo roli Picassa i Strawińskiego. Tak w przypadku Kleina i Cage’a można odnaleźć przykład identycznej tendencji – ograniczenie środków wyrazu do zupełnego minimum – reductio ad absurdam.

Jaka jest więc różnica między ciszą Kleina a Cage'a? Kto coś zaproponuje?
f.

poniedziałek, 2 czerwca 2008

'Postrzeganie siebie w czasie odczuwania' syntetyk = natura

Ponad trzy tysiące metrów kwadratowych lustrzanej powierzchni, koszt realizacji: dwieście pięćdziesiąt tysięcy funtów, setki monochromatycznych lamp, jeden artysta.

Olafur Eliasson urodził się w 1967 roku w Kopenhadze, studiował tam w Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych, a w 2003 roku na zlecenie londyńskiego Tate Modern zrealizował The Weather Project przy wykorzystaniu wyżej wymienionych środków. Trzeba zauważyć, że to czwarta tak ogromna inwestycja w Hali Turbin. Eliassona poprzedzały takie wybitne osobistości jak Louise Bourgeois, Juan Muñoz czy Anish Kapoor.
Chociaż ten sumienny inwentarz materiałów wskazuje na jakąś instalację w stylu high-tech, Olafur Eliasson pozostaje wierny zjawiskom przyrody. Z jednej strony poprzez syntetyki i osiągnięcia cywilizacji próbuje oddać charakter natury (twórcze mimesis), z drugiej używa materiałów najbliżej z naturą związanych: wody, lodu, ziemi, powietrza. Przykładami tej drugiej drogi w jego twórczości są: The glacierhouse effect versus the greenhouse effect z 2005 roku – oszroniona ażurowa konstrukcja, czy Lava floor z 2002 – podłogi galerii wypełnione ziemią wulkaniczną, zastygłą lawą ’A’a.
The Weather Project to chyba najsłynniejsze dzieło Eliassona. Ukształtowana w Islandii (rodzice artysty pochodzą z Islandii) świadomość gwałtownych zmian, ulotności chwili i nieokiełznania, stała się podstawą formowania sztuki, której tematem jest pogoda. W 1993 roku Eliasson stworzył instalację z drobin wody i światła przypominającą zorzę (Beauty), a w 2003 sztuczną tęczę (Sonne statt Regen).
The Weather Project także powstał przy użyciu innych środków niż naturalne. Projekt w Tate, podobnie jak rzeźby i environmenty poprzedników, został przystosowany do rozmiarów olbrzymiej Turbine Hall. Sufit pokryty lustrami pozwala uczestnikom wystawy zobaczyć siebie i układ innych ludzi „z góry”. Czarne bezkształtne punkty stanowią kontrast dla intensywnej żółci słońca. To zaś skonstruowane zostało za pomocą setek lamp świecących wprost na obszerny okrągły ekran. Ich światło rozprasza wprowadzany do hali dym. Dzięki znajomości efektu Tyndalla blask rozchodzi się po ogromnej przestrzeni. Rozproszony przez koloid jakim jest dym. Wypełnia i dusi.

J
ak do tego podejść patrząc na siatkę historii sztuki? Land art, op-art, sztuka efemeryczna, environment? Praca Eliassona sprawia, że granica między tym co sztuczne, a tym co naturalne zostaje zatarta. Dlaczego? Bo Olafur Eliasson wybiera z natury to co najważniejsze i zamyka w przestrzeni galerii. Brak plastikowych drzewek, pasów trawy i ławek. Zachód słońca w czystej postaci. Tworzy nowe okoliczności - zmienia świadomość odbiorcy
i poczucie miejsca. Zdumienie widzów oglądających instalację
w rzeczywistości pozostaje ogromne...
f.

imponderabilia . Ars longa vita brevis


Chociaż nie pałam miłością do słowa "blog", to nie znajduję lepszego słowa, by określić typ tej strony. Powstała ona z kilku przyczyn: z potrzeby rozrywki, z obsesyjnej żądzy szukania nowego w nowym i nowego w starym,
z groteskowego mesjanizmu, z racji kierunku studiów oraz jak to mówi A. Chylińska - żebym mógł się porządnie wyrzygać. Nie zabraknie zachwytów i nieprzyjemnej krytyki. Wszystko odśrodkowe i oparte na moim synaísthesis.
Koniec i bomba
A kto chce czytać, ten trąba!
f.

PS. pierwsze ciastka do zjedzenia 3 czerwca 2008