niedziela, 14 lutego 2010

Digital prints revolution

Nadruki, wzory i silne, nasycone barwy zawojowały tegoroczną modę. Projektanci dwoją się i troją, by wynaleźć nowe oryginalne inspiracje dla tektur tkanin swoich kreacji. Ubrania prezentowane podczas ostatniego London Fashion Week są na to doskonałym dowodem.
Mistrzami w tej kategorii okazali się Christopher Brooke i Bruno Basso, czyli Basso&Brooke. Kolekcja spring 2010 jarzy się jak żarówka neonowa. Kalejdoskopowe wzory zacierają ślady drapowań tkanin, nadają ciekawe kształty sylwetkom. Tim Blanks określił ich styl Neo-popem. Z jednej strony można zastanawiać się jak pop może być neo, skoro popular zmienia się co chwilę i nigdy nie ginie. Z drugiej strony jednak Brooke, w jednym z wywiadów, wspomniał postać Jeffa Koonsa, który w historii sztuki figuruje jako ojciec artystycznego neo-popu lub post-popu (obok Koonsa należałoby wyróżnić Takashi Murakamiego, znanego także ze współpracy z Louis Vuitton). Obok multikolorów Basso&Brooke pokazali czarno-białe kombinacje, których nie zauważymy w poprzednich projektach tego duetu. Choć wśród inspiracji pojawia się nazwisko Herba Rittsa - amerykańskiego fotografa, monochromatyczne zygzaki skojarzyły mi się z akcją, w której uczestniczyli Grace Jones i Keith Harring. Na uwagę zasługują buty - genialne wzornictwo. Geometryczny projekt wspógra z abstrakcyjnymi teksturami. Sprawiają wrażenie zbyt ciężkich na ten sezon, ale kto powiedział, że mają być noszone tylko wtedy, gdy słońce praży.

Ciekawą propozycję, nadal w duchu wzorów, zgotował Nathan Jenden (spring 2010). On także proponuje dwie wersje. Czarno-białe zestawienia pasują na wieczorne wypady pubowo-klubowe, zaś wielobarwne, egzotyczne sukienki wyróżnią w ulicznym tłumie. Organiczne i zaczerpnięte z hinduskiej kultury motywy zakrywają ciała modelek.
Jeszcze jedną wersję printów wymyśliła Mary Katrantzou (spring 2010) - wschodząca gwiazda londyńskiej mody. Pasy, fale i gradienty na prostych krojach. Choć pstrokate, bardzo szlachetne.

Wang

Świeżo po obejrzeniu pokazu Alexandra Wanga Fall 2010 recenzuję: nie podobało mi się. Toporne, ciemne, jakby non finito. Czerń, burgund, zgniła zieleń. Tylko cielistości, tak modne ostatnio, oraz szarości rozjaśniały kolekcję. Pre-fall prezentowała się znacznie lepiej ze swoją "klasycznością" na miarę Yohji Yamamoto. Tym razem Wang postawił na buntownicze krawiectwo - pas tu, pas tam, dużo dziur i prześwitów. Takie zabiegi nie wszystkim wychodzą.... Oprócz tego, cechami charakterystycznymi tej kolekcji są włosy modelowane a la mokre i nałożone na nie okulary, a także... plecaki. Hm.
Anna Wintour grzała swoje miejsce we front row na długo przed rozpoczęciem się pokazu, podczas gdy Tavi Gevinson udzielała wywiadu dla Fashion TV. Niepojęte.