niedziela, 27 listopada 2011

Make it move!




TO LEE, WITH LOVE, NICK by Nick Knight & Björk
Drugi film z cyklu "Make it move!". Drugi film, w którym obecny jest duch Alexandra McQueena. Nick Knight - uznany fotograf i założyciel prestiżowego SHOWstudio.com - składa hołd projektantowi, przyjacielowi i długoletniemu współpracownikowi. Knight znany z kooperacji między innymi z Antonym Hegartym, Yohji Yamamoto, Walterem van Beirendonckiem czy Kate Moss od wielu lat wpływa na to, w jaki sposób prezentuje i recypuje się współczesną modę. Produkcje SHOWstudio zawsze odznaczają się dbałością o wymiar estetyczny, nowoczesnością rozwiązań medialnych, tworzeniem nowych trendów w ukazywaniu mody.
Pragnąłem powiedzieć w pewien sposób o mroku i świetlistości wypełniających Lee, wypełniających nas wszystkich - skomentował Knight. W niemal czterech minutach zawierają się niemal wszystkie najważniejsze, najbardziej spektakularne i rewolucyjne projekty Alexandra McQueena. Knight, operując plastycznością filmu, ukazuje też to, czego nie jest w stanie pokazać nam fotografia, ani sam ubiór. Korzystając z różnorodnych zabiegów (m.in. techniki slow motion) udało mu się zrekonstruować momenty, które towarzyszyły pokazom, a które były "przyszyte" do poszczególnych kreacji. Dostrzegamy kwiaty odrywające się od sukni z kolekcji Voss, falujące płachty materii niczym z hologramu czy kolekcji Irere. W tym szczególnym projekcie, w spełnieniu wspomnianego pragnienia Knighta pomogła Björk - jedna z najbliższych McQueenowi osób. Islandzka piosenkarka skomponowała specjalny utwór, który zdaje się zawierać w sobie oba pierwiastki - ciemności i światła. Sekcja dęta, budująca dramatyczny charakter tej kompozycji, stanowi jedną z charakterystycznych cech dokonań Björk z ostatnich lat, tj. albumu Volta (2007) i Biophilia (2011). Początkowo spokojny i jasny, później grzmiący i mroczny głos formułuje się w słowa: 
This mood might not happen often that I feel. I might breathe heavily, darling, but there’s so much hope, there is so much hope out there. I’ve been trying so hard to complete all the puzzles, to create a flow to get the current. The warmths we all know, the nurishment we all want feed on, we want to feed on. And then only sometime, with the right amount tears in our eyes and smiles on our lips trance-like. We know, it all worth it We know, it was all for reason. Let’s elevate above now.





f.

niedziela, 20 listopada 2011

Make it move!



Film modowy - to nie prototyp. Jest wynalazkiem o bogatej tradycji, którą z niezrozumiałych dla mnie przyczyn pokrył kurz. Na szczęście film o modzie, a raczej film mody z sezonu na sezon młodnieje i nabiera sił. Niezwykłe medium jakim jest obraz wprawiony w ruch, zespolony z równie niezwykłą ścieżką dźwiękową, zafascynował całą branżę - od projektantów począwszy na dziennikarzach modowych skończywszy. Film nie ogranicza się już do relacji z pokazu, reklamy, edytoriali czy wizualizacji na ekranie w szczycie wybiegu. Zastępuje on niekiedy cały pokaz mody, staje się immanentną częścią prezentowanych ubiorów lub przybiera formą odrębnego projektu sygnowanego przez designera.
Film mody, gdy się nad nim zastanowić, wydaje się niejednorodny, a przy tym trudny do zdefiniowania. Z jednej strony to ekranizacja biografii projektantów; mówiący o osobistościach ze świata mody - ikonach stylu, postaciach- machinach napędzających tę branżę. Z drugiej strony można spojrzeć na film nie jako mówiący "o czymś", lecz "w jaki sposób". Ten drugi wydaje mi się znacznie bardziej absorbujący. Nie jest ograniczony formułą, wedle której za filmem zawsze stać musi ktoś z fashion world. Za film modowy uznać możemy wówczas teledysk lub ruchomy obraz wyświetlany na srebrnym ekranie. "Jego możliwości znaczeniowe są o tyle bogatsze i różnorodniejsze od możliwości języków sztuk tradycyjnych, że należy rozpatrywać go osobno, jako jedyną formę ekspresji, która może naprawdę rywalizować z językiem mówionym..." - mówił o filmie André Bazin. Słowa francuskiego krytyka i teoretyka kina wydają się niezwykle aktualne, także wtedy, gdy spojrzymy przez nie na film modowy. Warto przekonać się o tym na własnej skórze. Dlatego też inauguruję cykl "Make it move!", w którym pojawią się subiektywnie wybrane okazy filmu mody. Przecinam wstęgę. Światło, kamera, akcja!



DAPHNE'S WINDOW (2011) by Brennan Stasiewicz
Krótki film przedstawiający sylwetkę Daphne Guinness - spadkobierczyni majątku rodziny Guinnessów, inspiracji wielu projektantów, wizjonerki, mecenaski, kolekcjonerki modowych artefaktów. Daphne zawsze zadziwia - poczuciem smaku, inteligencją, dystansem do agresywnego świata mody. Brennan Stasiewicz za punkt wyjścia dla tego krótkiego metrażu obrał performance/instalację Daphne Guinnes w jednej z witryn nowojorskiego domu handlowego Barneys. Wkracza w sfery, które odzwierciedlają charakter współczesnej nam ikony stylu. Przeplata subtelność surowością, wielki świat domowym zaciszem. Nie pozbawionym znaczenia jest fakt, że Daphne była jedną z najwierniejszych klientek, a właściwie bliską przyjaciółką Alexandra McQueena. Skrajności, którymi operował projektant nie są obce Brytyjce, o czym sama mówi.




f.

fot. Hiroshi Sugimoto

piątek, 18 listopada 2011

My wardrobe. My rules. My pleasure.

Boom! Aligatory, palmy nad różową plażą, barokowe woluty, zielono-błękitne lamparcie centki, czarna skóra ze złoconymi dżetami, wachlarze i wiosenne kwiaty jak z japońskiego Genji monogatari emaki zebrane w ramach jednego ładunku eksplodowały z tą samą siłą rozsiane po świecie tego samego dnia. Gdy jakiś czas temu obwieszczono, że H&M za sojusznika obrał sobie dom mody Versace, każdy mógł już przewidzieć, że szykuje się nie lada widowisko.
Specjalną kolekcję Donatelli dla szwedzkiego koncernu traktować można jako asumpt do badań parasocjologicznych. Sprawa jest bardziej złożona niż bezsensowne określanie gustów, ale od upodobań wychodząca. Pojawienie się haseł "kicz" i "tandeta" w opiniach pod opublikowanymi zdjęciami kolekcji nie dziwi. Nie powinna zatem dziwić  też konsternacja klientów H&M stojących przed podjęciem decyzji: "kupić, czy nie?". Versace to piętno. Gdy raz już odciśniesz stempel głowy Meduzy na koszulce (oryginalnej czy wersji rusko-wietnamskiej), pozbycie się stygmatu nie jest takie łatwe, bowiem Versace liczy na to, że oddasz mu się w pełni. Versace to nienaturalność, przepych, elegancja podszyta wyuzdaniem. Sensualność wyrażona złotymi aplikacjami, epileptyczną kolorystyką i ornamentyką. Estetyka w swojej niejednorodności bardzo hermetyczna. Versace posługuje się łatwym językiem. Komunikat trafia do wszystkich. Mówi o bogactwie prostymi znakami i za nic ma truizmy, że nie wszystko złoto, co się świeci.
Z zamiarem przyjrzenia sie z bliska rzeczywistym ubraniom, ale też reakcjom kupujących, po wypiciu kawy bladym świtem poszedłem do salonu H&M w Starym Browarze. Obserwacja pierwsza: z wyrytym w pamięci obrazem szarży z czasów Lanvin, tłum zamknięty między barierkami wydał się mniejszy niż w ubiegłym roku... Obserwacja druga: mężczyźni wychodzący z działu dla kobiet z dziesięcioma torbami zakupów to: a) zabiegający o względy ich ukochanych, b) allegrowicze pretendujący do statystyk na łamach Forbes, c) cross-dresserzy... Obserwacja trzecia: poduszki projektu Donatelli nie tylko przyjemne w dotyku ale i dla oka... Obserwacja czwarta: ramoneski, legginsy biły rekordy popularności wśród pań, a czarne high-topsy wśród panów.
A ja? Może udało mi się nie zaprzedać duszy Versace. Hipnotyczny biało-czarny nadruk na koszulce zasilił moją kolekcję t-shirtów. Kupiony może nie dlatego, że to Versace, ale dlatego, że skojarzył się ze starym dobrym Pugh.
I każdy może odpowiedzieć Donatelli: My wardrobe. My rules. My pleasure.
f.