czwartek, 8 marca 2012

Muzyka milczenia i piosenka miłosna

Niezwykle kruche, ulotne i jakby na wpół senne dźwięki wydobywają się co chwilę z absolutnej ciszy. Unoszą się, by zaraz opaść i znów zniknąć. Wysokie oraz niskie tony tworzą harmonię i tylko w ułamkach sekundy odwracają się od siebie, podążając własnymi drogami. I choć delikatne, mają siłę świątynnych dzwonów. Tą wyrafinowaną muzyczną strukturą jest „Für Alina” autorstwa Arvo Pärta. W utwór estońskiego kompozytora wsłuchiwały się studentki Royal College of Music, które uwieczniła Bettina von Zwehl. Jej zdjęcia mogliśmy do niedawna obejrzeć w poznańskiej Galerii Fotografii pf. Artystka stworzyła swoim modelkom specyficzne warunki. Zamknięte w zaciemnionym pomieszczeniu, siadają za stołem i absorbują z wolna płynące dźwięki. Kompozycja Pärta ma wyjątkowy charakter. Powstała w 1976 roku, po ośmiu latach studiowania muzycznego języka łacińskiego średniowiecza (głównie chorału gregoriańskiego) oraz monastycznej praktyki atoskich hezychastów, prowadzącej do całkowitego wyciszenia. 
Pierwiastek medytacyjny twórczości Pärta nie pozostaje bez znaczenia dla fotografii von Zwehl. Portretowane studentki zatapiają się w muzyce i jeśli nawet nie jest to rodzaj transu czy odurzenia, kontemplują każdą wybrzmiewającą frazę. Ciemność rozprasza raptownie flesz lampy aparatu fotograficznego. W mgnieniu oka na kliszy zostaje utrwalony obraz pogrążonych w myślach (tudzież dźwiękach) kobiet. Każda z modelek ubrana jest w taki sam, zuniformizowany sposób i podobnie upozowana. Większość ma przymrużone lub całkowicie zamknięte oczy. Wyblakłe, niemal sterylne fotografie, z którymi spotyka się widz, nie zdradzają okoliczności ich powstania, nie mówią o łagodnej melodyce Pärta. Dotyczą cichej refleksji i szczerej chwili piękna, uchwyconej przez oko migawki.
Na wystawie zaprezentowano także serię portretów - „Made up love song” (zmyślona piosenka miłosna). Von Zwehl buduje tym cyklem pomost między nowożytnym malarstwem miniaturowym a współczesną fotografią. Idąc w ślady Starych Mistrzów, artystka tworzy portrety nie przekraczające formatem kilku centymetrów, po czym oprawia je w stosowne passe-partout. Na trzydziestu czterech zdjęciach pojawia się Sophia – pracowniczka Victoria & Albert Museum, która przez sześć miesięcy była muzą fotografki. Ustawiona profilem do obiektywu – z wyraźnym spokojem spogląda w stronę okna. Każda kolejna odbitka, choć podobna do poprzedniej, zdradza drobne różnice (np. uczesanie, zmiana oświetlenia). Wszystko jest grą niuansów. Długa praca nad cyklem wytworzyła porozumiewawczą więź między artystką a modelką. Ta intymność na miarę (zmyślonej) piosenki miłosnej ma swoje korzenie w tradycyjnych miniaturach – pierwowzorach fotografii Bettiny von Zwehl.
f.