wtorek, 23 listopada 2010

I want Lanvin not flowers!

Do biegu, gotowi, start! O ósmej rano poznański H&M otworzył podwoje dla lanvinowych skrytożerców. Kolejna kolaboracja szwedzkiej sieciówki z wysokiej klasy projektantem trafiła dziś do dwustu sklepów na całym świecie (w tym do sześciu w Polsce). Stary Browar - stary tylko z nazwy, doskonale orientuje się w nowościach, przyjmując Lanvin pod swoje skrzydła. Poznańscy fashion-victims rozgrabili większość kolekcji w bardzo krótkim czasie, bowiem spódnice z fałdą i fioletowe sukienki z drapowaniem na ramieniu zniknęły z pola widzenia, a męskie okulary przeciwsłoneczne wyprzedano w 10 minut (sic!) tuż po otwarciu sklepu. Co pozostało? Najwyraźniej poznaniankom nie przypadły do gustu (lub portfela) sztuczne futra i 'szyfonowe' suknie, które szczelnie wypełniały wieszaki jeszcze grubo po godzinie 18. W dziale męskim (zdecydowanie skromniej urządzonym) czekały na nabywców cardigany. Czy się doczekały? - wątpię, bo z metką "Lanvin" czy bez, wyglądały bardzo H&M-owo.
Gdy na początku listopada ukazał się lookbook całej kolekcji, wpadła mi w oko, wyróżniająca się, bo jedyna żółta sukienka z falbaną okalającą dekolt. Bardzo Lanvin.Złapałem ją bez namysłu i wbiłem na przyjaciółkę, natarczywie wypytując "i jak?" przed drzwiami przymierzalni. 
Czy idea wprzęgnięcia H&M w świat wysokiej mody jakiej trzymali się kurczowo Alber Elbaz i Lucas Ossendrijver wypaliła? To kwestia dyskusyjna. Dobre jest to, że Lanvin przerwał na moment marazm H&M.

f.