wtorek, 16 listopada 2010

Fashion Week Poland, part 2

Początek drugiego dnia łódzkiego Fashion Week spędziłem na lawirowaniu między budynkami fabryki Scheiblera, otrzepując co chwilę kurz z czarnych spodni. Obdrapane mury, gruz i ów kurz towarzyszyły pokazowi Maldorora (Grzegorza Matląga), a dokładnie jego wersjom Marii Magdaleny. Kolekcja inspirowana "świętą dziwką" opiera się na dychotomiach: dekonstrukcji i kreacji, cnotliwej pruderii i ekshibicjonistycznej grzeszności. Maldoror, jak polski Jack the Ripper, rozpruwa i tnie z premedytacją, by za chwilę tekstylne trupy złożyć w ciekawe kompozycje - i tak na przykład stare skórzane kurtki zmieniają się w spódnice. W całym tym rżnięciu jest odrobina mistyki. Materia nie ginie, zmienia tylko swoją postać - jak w buddyjskiej przypowieści: jeśli stłuczesz filiżankę z herbatą, filiżanka nie będzie już filiżanką, ale herbata pozostanie herbatą.
Równie eteryczny charakter miały niektóre projekty Maldorora. Białe peleryny, tuniki i sukienki lżejsze od powietrza w równym stopniu zasłaniały, co odsłaniały ciała modelek. Podobnie działała koronka. Uwagę zwracały także buty holenderskiego brandu United Nude inspirowane meblami słynnego duetu Charles & Ray Eames. 

Po pochodzie Marii Magdalen w takt Wicked Game Isaaka i ukłonie Maldorora goście rozpierzchli się po okolicznych budynkach, gdzie trwał wówczas Łódź Design. Część z nich już szukała miejsca w dawnej elektrowni (przestrzeni westchnień historyków sztuki), by z odpowiedniej perspektywy przyjrzeć się kolekcji Marcina Podsiadło.
Zwycięzca siódmej edycji Off Fashion powinien jak najszybciej otworzyć kilka butików, dając do zrozumienia, że ciekawe hoodie można kupić nie tylko w sieciówkach. Zaprezentowana kolekcja, jeśli umocni swoją pozycję, powinna konkurować z brandem Dark Shadow
(właśc. DRKSHDW) Ricka Owensa. Czerń, biel, szarość, mat i połysk. Ciekawie jak na początek kariery. Trzeba obserwować co dalej.

Mroki kolekcji Maldorora i Podsiadło w mig rozproszyła Martyna Czerwińska - założycielka marki Mysikrólik - kicając z Alibabkami i głosząc hasło: "Romperize yourself!". Ja na to: no, thanks! Początkowo było zabawnie, potem jakiś niesmak pozostał. Kombinezony? Po stokroć ciekawsze prezentowała kilka godzin później Agnieszka Maciejak. Lepszym miejscem dla Mysikrólika byłby showroom niż Scheiblerowska elektrownia, z której, trochę zbity z pantałyku, czym prędzej wykicałem.

Moda zmienia się jak w kalejdoskopie. Wiedział o tym Roland Barthes i Coco Chanel, wiedziała także Agnieszka Maciejak, dla której kalejdoskop był główną inspiracją. Ostatnimi czasy w modzie modne stały się filmy. McQueen tuż przed śmiercią poprzedził pokaz filmem prezentującym Raquel Zimmermann w czułych objęciach gadów. Pugh posunął się dalej, bowiem zamiast pokazu urządził gościom filmowy seans. Na łódzkiej Alei Projektantów zgasły światła. Na telebimie i nad głowami widowni ukazał się krótki metraż w reżyserii Maciejak. Srebrzyste kombinezony i czerwone legginsy, niczym ze smoczej łuski, z ekranu zawędrowały na wybieg. Kobieco i drapieżnie. Ciekawe kroje modelujące sylwetkę. Kolekcja udana, choć przez niektórych krytykowana za brak spójności. No bo jak to jest w kalejdoskopie? Czy to, co widzimy to chaos czy porządek?


Dla gangstera z Toskanii zawsze wszystko jest w najlepszym porządku. Może nonszalancko przechadzać się ulicami w błękitnych marynarkach i luźnych jeansach, maltretując w zębach wykałaczkę (pozdrowienia dla Louisa Michel). Tak prezentowała się kolekcja Natashy Pavluchenko - na backstage'u zdenerwowanej, ale nieustannie uśmiechniętej projektantki. 
 Aleja Projektantów trzymała fason, jednak tego dnia bezapelacyjnie wygrał mroczny Off Out of Schedule.

PS. chciałbym podziękować serdecznie Annie Grabowskiej, Ewie Żmudzie-Jankowskiej, Louisowi Michel za przemiłe towarzystwo. See u soon!

f.

1 komentarz:

  1. szkoda, że ja byłam tylko na 2 pokazach OFF ;/
    oglądając zdjęcia bardzo bardzo żałuję,
    no cóż, człowiek nie umie być w kilku miejscach na raz

    OdpowiedzUsuń