środa, 7 grudnia 2011

We wnętrzu VitkAca


Stawiając pierwsze kroki w jego wnętrzach do nozdrzy dociera dziwny zapach. Dziwny, bo trochę słodki, trochę gorzki, nieco metaliczny, a tak naprawdę sterylnie bezwonny. Chłodne, niebieskawe światło oblewa piętrzącą się wzdłuż przeszklonej fasady klatkę schodową. Sterowani biegiem ruchomych stopni możemy poczuć się jakby prowadziły nas na szczyt Centre Pompidou. Wrażenie to nie jest pozbawione podstaw. Warszawski dom handlowy VitkAc przy Brackiej 9, 
o którym mowa, 
(nie "dom mody" jak uporczywie nazywają go niektóre media), choć wpisuje się w szlachetną tradycję domów towarowych, ma w sobie coś z galerii sztuki najnowszej. Zza granitowych kulis otwierają się przed nami surowe przestrzenie, w których z pieczołowitością kuratora zaprezentowano najlepsze artefakty. Rzuczając okiem na lewo i prawo, zamiast wytworów hiperrealizmu, neoekspresjonizmu czy arte-povera, dostrzegamy dzieła Givenchy, Chloe, Alexandra McQueena, Balenciagi, Driesa van Noten. Nie wszystko jednak przypomina white-cube. Punktowe reflektory wytyczają nam krętą drogę między wieszakami, wskazują najciekawsze eksponaty, zachęcają nas do tego, co w galerii zabronione jest od zawsze - dotykania eksponatów. W nasze ręce wpadają więc sukienki Stelli McCartney z nadrukiem udającym barwną folię, męskie koszulki Riccardo Tisci z agresywnym obliczem rottweilera, lekkie jak puch oxfordy z wytłoczonym "Jil Sander" na podeszwie, buty-łyżwy od DSquared2 i tysiące innych. Na dwóch piętrach (pierwsze z kolekcjami dla mężczyzn, drugie dla kobiet i dzieci) nie sposób się zgubić - przynajmniej dosłownie. Gubią się nasze zmysły. Oczy nie wiedzą na co wpierw spojrzeć, zmysł powonienia rozpoznaje już zapach wysokich cen, a dotyk uczy się nowych materii. Smak - jakkolwiek rozumiany - sukcesywnie się zaspokaja. By odpocząć od multibrandowej hali z białego betonu wystarczy przebrnąć przez "odlany" ze starego złota salon Gucci do usytuowanych w niższych kondygnacjach butików YSL, Bottega Veneta, Lanvin i przytulnego Likus Concept Store - miejsca, które, nie ukrywając, uczyniłbym swoim drugim mieszkaniem. Powodów jest kilka (np. toporne drewniane regały wypchane książkami), ale jeden przesądza o wszystkich: dostępność kreacji od Ricka Owensa, Maison Martin Margiela i Ann Demeulemeester. Na wieszakach między innymi: biała koszula z przeszytym spinką kołnierzykiem, ikoniczna kamizelka ze syntetycznych blond włosów (MMM), drapowana bawełniano-wełniana kurtka z puchowym kołnierzem (RO), biżuteria z czarnych piór (AD) - niewątpliwie jedne z najciekawszych produktów jakie znaleźć możemy przy Brackiej. 

Wiemy już jak wygląda i co znajduje się we wnętrzu. Nie wiemy jaką popularnością cieszyć się będzie jeszcze świeży dom handlowy Wolf Bracka. Grupa docelowa, choć wydawałoby się wąska, z czasem rozszerzy się - tak jak działo się to poza granicami Polski. Budynek z czarnego granitu należy uznać za symptom początku radykalnej zmiany, która ma nastąpić w mentalności polskich klientów. Pamietać należy jednak, że słowu luksus blisko jest do łacińskiego "luxuria" oznaczającego przepych, lekkomyślność i brak skromności - a zapach jaki się z nimi wiąże nigdy nie jest sterylnie bezwonny. 
f.
fot. archiwum własne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz