piątek, 18 listopada 2011

My wardrobe. My rules. My pleasure.

Boom! Aligatory, palmy nad różową plażą, barokowe woluty, zielono-błękitne lamparcie centki, czarna skóra ze złoconymi dżetami, wachlarze i wiosenne kwiaty jak z japońskiego Genji monogatari emaki zebrane w ramach jednego ładunku eksplodowały z tą samą siłą rozsiane po świecie tego samego dnia. Gdy jakiś czas temu obwieszczono, że H&M za sojusznika obrał sobie dom mody Versace, każdy mógł już przewidzieć, że szykuje się nie lada widowisko.
Specjalną kolekcję Donatelli dla szwedzkiego koncernu traktować można jako asumpt do badań parasocjologicznych. Sprawa jest bardziej złożona niż bezsensowne określanie gustów, ale od upodobań wychodząca. Pojawienie się haseł "kicz" i "tandeta" w opiniach pod opublikowanymi zdjęciami kolekcji nie dziwi. Nie powinna zatem dziwić  też konsternacja klientów H&M stojących przed podjęciem decyzji: "kupić, czy nie?". Versace to piętno. Gdy raz już odciśniesz stempel głowy Meduzy na koszulce (oryginalnej czy wersji rusko-wietnamskiej), pozbycie się stygmatu nie jest takie łatwe, bowiem Versace liczy na to, że oddasz mu się w pełni. Versace to nienaturalność, przepych, elegancja podszyta wyuzdaniem. Sensualność wyrażona złotymi aplikacjami, epileptyczną kolorystyką i ornamentyką. Estetyka w swojej niejednorodności bardzo hermetyczna. Versace posługuje się łatwym językiem. Komunikat trafia do wszystkich. Mówi o bogactwie prostymi znakami i za nic ma truizmy, że nie wszystko złoto, co się świeci.
Z zamiarem przyjrzenia sie z bliska rzeczywistym ubraniom, ale też reakcjom kupujących, po wypiciu kawy bladym świtem poszedłem do salonu H&M w Starym Browarze. Obserwacja pierwsza: z wyrytym w pamięci obrazem szarży z czasów Lanvin, tłum zamknięty między barierkami wydał się mniejszy niż w ubiegłym roku... Obserwacja druga: mężczyźni wychodzący z działu dla kobiet z dziesięcioma torbami zakupów to: a) zabiegający o względy ich ukochanych, b) allegrowicze pretendujący do statystyk na łamach Forbes, c) cross-dresserzy... Obserwacja trzecia: poduszki projektu Donatelli nie tylko przyjemne w dotyku ale i dla oka... Obserwacja czwarta: ramoneski, legginsy biły rekordy popularności wśród pań, a czarne high-topsy wśród panów.
A ja? Może udało mi się nie zaprzedać duszy Versace. Hipnotyczny biało-czarny nadruk na koszulce zasilił moją kolekcję t-shirtów. Kupiony może nie dlatego, że to Versace, ale dlatego, że skojarzył się ze starym dobrym Pugh.
I każdy może odpowiedzieć Donatelli: My wardrobe. My rules. My pleasure.
f.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz