Post dedykuję wszystkim miłośnikom prasy - tym, którzy kupują ją dla tekstów, fotografii czy typografii i tym, którzy zachwycają się samym zapachem papieru. Tych ostatnich proszę o wyjaśnienie, dlaczego K Mag tak cuchnie, że zanim zabiorę się do lektury muszę wystawić go za okno.
W Berlinie kupić można ubrania Wunderkind,spotkać Chrisa Cornera, napchać się Carrywurstami i wychylić kilka kieliszków w CSA Bar. Można też zaopatrzyć się w, w większości przypadków, wyśmienitą prasę. Z braku czasu sięgnąłem po klasyk - Vogue Deutsch, zagadkowy Sleek i Kinki, który do złudzenia skojarzył mi się z pewnym polskim magazynem.
Do Martini - Sleek
Art & Fashion - taki zakres tematyczny podejmuje opasły Sleek. Nie będę perorować, że słowo na "A" i na "F" są dla mnie często tożsame. Redakcja doskonale krystalizuje ten pogląd na łamach swojego dwujęzycznego kawartalnika. Na pierwszy rzut oka nie widać gdzie jest dział mody, a gdzie sztuki. Wymyślne sesje zdjęciowe mieszają się z wyuzdanymi i subtelnymi grafikami, wizerunkami miejsc, rzeźb i ludzi. Każdy numer opatrzony jest tematem przewodnim zawartym w dwóch przeciwieństwach. Ten, który leży teraz przede mną (Winter 2010/11 - tu pdf) kręci się wokół słów hard i soft. Fotograf Thomas Lohr i set designerka Georgina Pragnell połączyli te dwa pierwiastki. Do sesji zatytułowanej Wooligan użyli ostrych kontrastów barw, miękkich materiałów i marek z różnych, często dalekich od siebie półek. Margiela, Marni, Van Beirendonck, Ferré współgrają z Nike, Umbro, Sefton, Mint Vintage. Gra stylu sportowego z dandy, męskiego (chłopięcego) z androgynicznym. Ekstrawagancja belgijskich i włoskich mistrzów gdzieś zniknęła. Kto by się spodziewał, że Margiela to czarne spodnie z czerwonym pasem, a biały gruby knit jumper to Ferré. Równie dobrze mogłaby być to Zara czy American Apparel. I w tym sęk. Cała oryginalność sprowadza się do kombinacji "interlabelowej", barwnej, tekstylnej i do tych rzeźbiarskich ringów ściskających i duszących. Może żadna to nowość w modowym wytwórstwie, może i kompozycja nie należy do topowych, ale wzroku nie psuje. Mi daje dużo wizualnej przyjemności.
Silniejszą dawką barw, prawie tak psychodeliczną jak obrazy Jules'a Olitskiego, biją w siatkówkę fotografie Stefana Heinrichsa. Die Hard to konfrontacja dwóch osobników Red i Blue ucharakteryzowanych na electrorugbystów. Pochodne Adidasa: SLVR i Y-3, Fred Perry i Porsche Design energetyzują całą sesję. Dwa pierwsze marki kruszą stereotyp trójpasiastego brandu. Choć dostępne w Polsce (SLVR w Złotych Tarasach; Y-3 do nie dawna w store'ach Serka - obecnie klapa) nie cieszą się taką popularnością jak za granicą. Może to truizm, ale warto przypomnieć, że Y-3 to dziecko Yohji Yamamoto - guru minimalistów. Taki streetwar miło byłoby zobaczyć na rodzimych ulicach.
Harder better faster stronger powtarzane jak mantra kojarzą się bezsprzecznie z Daft Punk. Słowa z ich utworu pasowałyby bardziej jako słowna ilustracja poprzedniej sesji, zostały jednak użyte w kontekście zdjęć Markusa Pritzi. Tym razem stroniące od casual wear lateksowe body Margieli i skórzane naramienniki Hermès. Przy swej elastyczności wydają się ograniczać ciało, zamieniać soft w hard.
Idąc tropem muzycznych tekstów w oczy wpada tytuł Soft Pink Truth. Hasło, które należałoby łączyć z Drew Danielem (połówką duetu Matmos) użyte zostało wobec prac Aurel Schmidt - kanadyjskiej artystki związanej z Nowym Jorkiem i Los Angeles. At first sight, Aurel Schmidt's fantasies look sweet and innocent, almost like children's drawings. Only upon closer scrutiny do they reveal a dark abyss filled with filth and anxiety - nic dodać nic ująć. Od Soft Pink Truth do prac Schmidt nie jest wcale daleko. Oboje czerpią garściami z tego, co spodobałoby się w queerowym środowisku (nie deprecjonując heteryków). Infantylne motylki i kwiatki, pastelowe kolory, insekty, puszki Budweisera, pety, condomy Trojan, a nawet telefon BlackBerry budują manierystyczne kompozycje. Genitalia, w pełnej krasie, jawią się jak wyrafinowane florystyczne bukiety, a niedopałki Marlboro kreślą kontur postaci. Autorka tekstu Ana Finel Honigman konfrontuje Schmidt z takimi artystkami jak Judy Chicago, Carole Schneemann, Valie Export i ich pojmowaniu seksualności - niekiedy bardzo złożonemu. Schmidt stawia sprawę jasno: I just draw the things in my life and the things I think about. And I think a lot about smoking and my pussy... Wielbicielom kampu się spodoba.
Choć w Sleeku dopatrzyłem się jeszcze wielu ciekawych zjawisk nie mam sumienia męczyć dalej. Powiem krótko: magazyn jest genialny, świeży, inspirujący, miły w dotyku. Kosztuje niecałe 10€. Dostępny jest także w Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii, w krajach Beneluksu, Danii i USA. Na polskim gruncie rozprowadza go kiosk24.
next time: Vogue Deutsch
f.
Brzmi pysznie.
OdpowiedzUsuńA ja K Maga nie czytam, właśnie przez zapach! Zwykle przeglądam go w kawiarniach, jeśli akurat jest, bo tam już go "wyprano" z tego smrodu :D